28 mar 28.03.2020 – List o.Janusza z Chile
Pozdrowienia wielkopostne z Chile…
W Chile – jak wiecie – od pięciu miesięcy trwają zamieszki, strajki i czas dzieli się na „przed 18 października” i „po 18 października”. Sytuacja w kraju niewiele się zmienia. Strajki trwają, czasem się nasilają, czasem słabną. Ich nasilenie jest zwłaszcza pod koniec każdego tygodnia.
Najpierw dziękuję za wasze modlitwy i za ofiary. W czasie wakacji, w ramach półkolonii udało się nam trzy razy wyjechać na wycieczkę. Jeden raz pojechaliśmy do naszej parafii w San Antonio, gdzie dzieci śpiewały w trakcie Mszy świętej i po południu odpoczywały na plaży i dwa razy udaliśmy się poza Santiago, gdzie na łonie przyrody dzieci cieszyły się głównie z możliwości popluskania się w plastikowym basenie… Lato w Santiago jest gorące i suche. Temperatura codziennie rośnie powyżej 30 stopni i opadów deszczu nie ma przez około 5 miesięcy. Zieleń jest tylko tam, gdzie się nawadnia teren. Świetlica i parafia funkcjonuje cały czas, choć z zachowaniem szczególnych środków ostrożności.
Jeśli piszę, że jestem Wam wdzięczny za modlitwę, to chyba nigdy tak autentycznie jak teraz. To, że żyję – to jest wyraz Opatrzności Bożej. Po pierwsze – dziękuję Bogu, że nasz kościół, parafia i kaplica z wieczystą adoracją trwają, bowiem wszystkie pięć kościołów wokół naszej parafii albo zniszczyli albo usiłowali zniszczyć. W całym kraju kilkadziesiąt kościołów zdewastowali. Naszej parafii nie tknęli. Po drugie – zdarzyło się mi osobiście, że w pierwszych dniach chaosu, wracając nad ranem z parafii, przyłożyli mi nóż do gardła strasząc, że mnie zabiją…. Nie miałem nic przy sobie, zrewidowali mnie i ze złości ranili mnie tylko w rękę… Od tego czasu dziękuję za każdy dzień, inaczej patrzę na życie…
Przez miesiąc pilnowaliśmy kościoła dzień i noc. Teraz mamy „grupę bezpieczeństwa” w parafii. Zakupiliśmy gaśnice, przed Mszami świętymi co jakiś czas robi się instrukcje, jak postępować w przypadku pożaru, trzęsienia ziemi, jak się ewakuować. Problem jest taki, że nasz kościół przetrwał wiele trzęsień ziemi i trwa nadal, natomiast te obecne napady są nieobliczalne i barbarzyńskie. Po ludzku pilnowanie też na niewiele się zdaje, bo napadają na instytucje i sklepy, które mają wyszkolonych wartowników z bronią i także je okradają – jak choćby duży market sąsiadujący z parafią.
Rozwarstwienie w Chile jest bardzo wielkie. I strajki są uzasadnione. Natomiast problemem jest to, że nie wiadomo, kto organizuje strajki i nie ma rozwiązań konstruktywnych. Z niby-strajkami wiąże się anarchia i przestępczość. Dilerzy narkotyków na głos reklamują swoje produkty i nikt im nie przeszkadza. Grasują grupy przestępcze, niszcząc i kradnąc wszystko, co się da. Polega to na tym, iż około 30 osób, część z nich to młodociani, wszyscy zakapturzeni, z kijami, z nożami, z bronią palną i z workami, wchodzą na przykład do jakiegoś sklepu, kradną co się da, resztę niszczą i wychodzą, podpalając to miejsce. Ktoś z Polaków mieszkających w Chile stwierdził, że niestety, wychowanie w Chile od dawna jest komunistyczne: zero zobowiązań i maksimum praw. W te „strajki” włączają się niestety uczniowie, ruchy feministyczne działają już na etapie nastolatków. W ramach planowanego plebiscytu, który ma odrzucić obecną Konstytucję, domagają się całkowitego dostępu do aborcji, pełnego równouprawnienia dla homozwiązków itp. Wydaje się, że teraz partia komunistyczna wychodzi z rozwiązaniami jako mediator między rządem i strajkującymi, i to jest niepokojące. Uwzględniając sytuację kraju, podobno nie ma łatwych rozwiązań, a inna rzecz, że rząd zdaje się niewiele robić, by poprawić sytuację.
Większość sklepów, mieszkań, banków i kościołów mają okna i drzwi pozabijane blachą, aby uniknąć podpaleń i zniszczenia przez „koktajle Mołotowa” (jest to rodzaj mieszanki samozapłonowej). W tak zwanej strefie zero, gdzie się gromadzą każdego dnia na strajk, krajobraz jest jak po wojnie – nawet asfalt i kostka brukowa powyrywane i wszystko spalone i zniszczone – i tak jest do dzisiaj. Nie próbują nawet naprawiać. Nie ma pracy, ludzie pouciekali, reszta po południu boi się wychodzić. Ta sytuacja spowodowała większe bezrobocie. Migranci, których mamy bardzo dużo, z niepokojem patrzą na przyszłość.
Z nadzieją na Zmartwychwstanie przeżywamy ten Czas Paschalny, czego także i wam życzę!
o. Janusz Furtak SP