„PODRÓŻNYCH – MIGRANTÓW DO DOMU PRZYJĄĆ” – LIST OD MISJONARZA

„Podróżnych – migrantów do domu przyjąć”

W pierwszą niedzielę września Kościół w Chile obchodzi dzień migranta.  W naszej parafii pod wezwaniem św. Jana Ewangelisty w stolicy kraju – w Santiago, którą jako pijarzy prowadzimy od roku, jak się dało zauważyć, mamy migrantów prawie ze wszystkich krajów Ameryki Południowej. Poproszeni, aby przyszli na Mszę św. ze swoimi flagami – na procesję wejścia, utworzyli barwny korowód. Najwięcej z Wenezueli, Kolumbii, Peru, Boliwii, Ekwadoru. Ale także z Brazylii, Urugwaju i Argentyny. Okazuje się, że średnio połowa uczestników Mszy Świętych niedzielnych w parafii to migranci. Większość z nich to młodzi, rodziny z dziećmi. Część z nich, żyje od dłuższego czasu, natomiast zauważa się ostatnio gwałtowny przypływ przede wszystkim Wenezuelczyków. Jak wiemy kraj ten od dłuższego czasu pogrąża się ruinie gospodarczej i politycznej. Brakuje jedzenia, lekarstw. Inflacja sięga kilkuset procent. Prezydent Nicolas Maduro, mimo odwołania nie chce ustąpić. Ma ze sobą wojsko i tak utrzymuje władzę. Ludzie spędzają średnio kilkadziesiąt godzin miesięcznie w kolejkach aby zakupić najbardziej podstawowe towary, których z resztą brakuje. Nawet w stolicy kraju Karakas, brakuje prądu, wody. Szpitale nie mają podstawowych lekarstw. Nie wykonuje się operacji, a jeśli już jest konieczna, to bez środków znieczulających. Naszemu przełożonemu zakonnemu Prowincji obejmującej Wenezuelę, Dominikanę i Nikaraguę, ostatnio nie pozwolono na granicy przewieźć lekarstw dla chorych i starszych współbraci. Ogólnie bardzo złożona i napięta sytuacja w Ameryce Południowej od dłuższego czasu powoduje liczne migracje.  Cały kontynent posiada bardzo wysoki wskaźnik morderstw (najgorzej jest właśnie w Wenezueli) korupcja, mafie zajmujące się produkcją i handlem narkotykami ( przodują w tym Kolumbia i Peru) niestabilność polityczna i prawna czy wprost wojny domowe jak np. ostatnio w Kolumbii gdzie po 50 latach wreszcie podpisano pokój, a wcześniej 20 letnia wojna domowa w Peru.

Chile uchodzi za kraj najbardziej stabilny i najlepiej przestrzegający prawa w całym regionie, więc to przyciąga migrantów. ( trudno mi sobie wyobrazić sytuację w innych krajach, kiedy i tutaj jest bardzo trudno pod wieloma względami ! )  Chilijczycy, trzeba to też szczerze powiedzieć, niezbyt przychylnie patrzą na tę sytuację, bo sami nie mają pracy, wielu z nich żyje bardzo biednie, a mimo nawet tego samego języka doskonale rozpoznają, że ktoś jest z innego kraju. Rodzi to więc także problemy nacjonalistyczne. W ostatnim czasie, jak wspomniałem, najwięcej przybywa ludności z Wenezueli oraz z Haiti. Ten ostatni, to najuboższy kraj w Ameryce Środkowej, w całej półkuli zachodniej świata. Przed kilku laty było głośno o tym kraju, bo przeżył mocne trzęsienie ziemi. Większość krajów Ameryki Łacińskiej posiada język hiszpański, z wyjątkiem kilku krajów jak np. Brazylia – portugalski, czy właśnie Haiti – francuski. Migracja w Ameryce różni się od tej którą znamy z Europy. Jeśli chodzi o wyznawane religie, to nie wielu jest muzułmanów. Większość to chrześcijanie, ale są też liczne sekty. To sprawia, że generalnie łatwiej jest zaadoptować się w innym kraju. Istnieje też większe podobieństwo kulturowe. Oczywiście uwarunkowania kontynentu sprawiają, że niemożliwe jest przemieszczanie się na piechotę. Wysokie pasmo And (ponad 6 tysięcy metrów wysokości) ciągnące się wzdłuż całego kontynentu, dżungla w okolicach równika i ogromne odległości sprawiają,  że chcąc wyemigrować z kraju wielu decyduje się mając jakieś środki, zakupić bilet w jedną stronę na samolot i w ciemno udają się do nieznanego kraju licząc na opatrzność Bożą. Dobrze jest, kiedy ktoś z rodziny już wcześniej wyemigrował i jest jakimś oparciem, zwłaszcza w pierwszych tygodniach. Przyznam, że bardzo „cierpię” duchowo, psychicznie, kiedy np. przy okazji spowiedzi w konfesjonale słyszę oprócz grzechów słowa typu: „ jestem z innego kraju, nie mam pracy, nie mam środków do życia, mam troje, czworo dzieci” albo „zostawiłem rodzinę w kraju i przyjechałem sam bo nie stać nas było na zakup biletów dla wszystkich, martwię się o chorych rodziców” itp. Wierzący oczywiście pierwsze kroki często kierują do parafii, bo jest ona jedynym miejscem łączącym na obczyźnie. Nasza parafia dotąd prowadziła od czasu do czasu zbiórkę odzieży i suchej żywności dla potrzebujących. Ale teraz jest to bardzo niewystarczające. Planujemy uruchomienie wsparcia dla migrantów w postaci spotkań dla nich, z możliwością porozmawiania, uzyskaniem porady, aby uzyskać konieczne dokumenty do legalnego pobytu, czy załatwienia pracy, czy też świetlicy dla dzieci. Ta konkretna pomoc materialna, wydaje się konieczna, także z tego względu, iż trudną sytuację migrantów wykorzystują różne sekty religijne, które dysponując pieniędzmi oferują pomoc, ale kosztem wciągnięcia do niej. Taką konkretną sytuację przeżył brat naszego przednowicjusza z Haiti Markensona. Choć cała rodzina była katolicka, to jednak kiedy ów brat przybył do Chile, właśnie jedna z sekt zaproponowała mu pomoc materialną i w taki sposób został w nią wciągnięty. Nasza parafia charakteryzuje się dwoma cechami, które sprawiają że wielu migrantów tutaj szuka zamieszkania: Pierwsza to stare budynki, które opuścili ci którzy podwyższyli swój status i przenieśli się do bogatszych dzielnic. Często to są jakieś warsztaty samochodowe, czy inne usługi i z tyłu, czy na strychu małe mieszkania. Druga połowa to bloki, z małymi mieszkaniami, o niskim standardzie, bez ogrzewania i przez to z niskim czynszem.  Mając pomieszczenia parafialne planujemy stworzyć pewną formę świetlicy dla dzieci, tak aby wesprzeć zwłaszcza młode rodziny z dziećmi. Parafie tutaj nie mają żadnej łączności ze szkołami państwowymi. W szkole jest religioznawstwo, nauczane przez świeckich. Katecheza jest przy parafii. Nie ma też zwyczaju wizyty w domach w formie polskiej kolędy. Trudniej jest zatem poznać sytuację parafii. Plusem natomiast jest to, iż zwyczajowo ksiądz po Mszy świętej obowiązkowo staje przy wyjściu i żegna się z wychodzącymi i jest możliwość rozmowy. Czasem organizuje się coś w rodzaju agapy, na którą chętnie większość zostaje. To właśnie jest okazją do poznania sytuacji wiernych.

Migracja rodzi oczywiście wiele problemów – rozbicie rodzin, załamania psychiczne, bezdomność, wikłanie się w narkotyki, prostytucję. Tak myślę, że to co cieszy i jest nadzieją, to fakt, iż na tle Chilijczyków, to właśnie migranci jawią się jako bardziej religijni. To trochę tak jak się mówi o Polakach na zachodzie Europy. Zauważa się ich regularną praktykę uczęszczania na Mszę Świętą niedzielną, korzystanie ze spowiedzi. W tym roku np. w ramach przygotowania dzieci do pierwszej Komunii Świętej więcej, niż połowa to dzieci migrantów.  Ufamy, że kończący się Rok Miłosierdzia, zaowocuje trwałą i konkretną formą pochylenia się nad potrzebującymi w naszej parafii. Ufamy, że nie braknie chrześcijan, którzy zechcą się podzielić w niedziele misyjną swoją modlitwą i ofiarą za tych co mają mniej lub nic. W jednej z katechez papież pisze „ że wszyscy wiemy, że nie łatwo trwać na krzyżu. Na naszych małych krzyżach dnia powszedniego. On na tym wspaniałym krzyżu, w wielkim cierpieniu trwał i tam nas zbawił. Tam okazała się Jego wszechmoc i tam nam przebaczył.

 Dlatego Jubileusz jest czasem łaski i miłosierdzia dla wszystkich, dobrych i złych, tych, którzy są zdrowi i tych, którzy cierpią i przypomina nam, że nic nie może nas oddzielić od miłości Chrystusa! (por. Rz 8,39). Osobom przykutym do szpitalnego łóżka, zamkniętym w więzieniu, ludziom, którzy znaleźli się w pułapce wojny mówię: patrzcie na krzyż; Bóg jest z wami, pozostaje z wami na krzyżu i daje się wszystkim jako Zbawiciel. On towarzyszy nam wszystkim i wam, którzy tak bardzo cierpicie, ukrzyżowany dla nas, dla wszystkich. Pozwólcie, aby moc Ewangelii przeniknęła do waszego serca i was pocieszyła, dała wam nadzieję i wewnętrzną pewność, że nikt nie jest wykluczony z Jego miłosierdzia.

 Papież Franciszek pisze,  że w tym Światowym Dniu Misyjnym wszyscy jesteśmy zaproszeni do „wyjścia” jako uczniowie-misjonarze, każdy oddając na tę służbę swoje talenty, swoją kreatywność, swoją mądrość i doświadczenie, aby nieść orędzie Bożej czułości i współczucia całej rodzinie ludzkiej. Na mocy nakazu misyjnego Kościół troszczy się o tych, którzy nie znają Ewangelii, bo pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do doświadczenia miłości Pana. „Misją Kościoła jest głoszenie miłosierdzia Boga, bijącego serca Ewangelii” (Bulla Misericordiae vultus, 12) i głoszenie go w każdym zakątku ziemi, aby dotarła do każdej kobiety, mężczyzny, osoby starszej, człowieka młodego i dziecka.

Także dzisiaj nie uchylajmy się od tego gestu misyjnej komunii eklezjalnej. Nie zamykajmy serca w naszych partykularnych troskach, ale poszerzajmy je na perspektywy całej ludzkości.

Niech Najświętsza Maryja Panna, wspaniała ikona odkupionej ludzkości, wzór misyjny dla Kościoła, nauczy wszystkich, mężczyzn, kobiety i rodziny rodzenia i strzeżenia wszędzie żywej i tajemniczej obecności Zmartwychwstałego Pana, który odnawia i napełnia radosnym miłosierdziem relacje między osobami, kulturami i narodami.

o. Janusz